Jeśli śledzisz na bieżąco moje wpisy, być może masz lekki dysonans – ostatnio pisałam, żeby do wyjazdów z dziećmi podchodzić na luzie i bez spiny (Barcelona z dziećmi), a tutaj znów intensywnie! Należy Ci się kilka słów wyjaśnienia. Po pierwsze poczułam się na siłach na bardziej ambitny plan. Po poprzednim wyjeździe byłam przekonana, że damy radę. Dobrze zaplanowana trasa, rozplanowanie atrakcji w czasie i samochód na wyłączność to podstawa przy takim wyjeździe. ALE, mimo intensywnego planu i świetnej organizacji, do całego przedsięwzięcia wciąż pochodziliśmy na maksymalnym ludzie. Była w nas pełna akceptacja na odpuszczanie – plan był tylko punktem wyjścia, który godziliśmy się modyfikować w razie potrzeby (skorzystaliśmy z tej opcji).
Bucket list (KLIK), to nasza trasa założona – niektóre rzeczy odpuściliśmy, często dlatego że niektórymi miejscami woleliśmy się po prostu nacieszyć, zamiast pędzić dalej. Uważam, że dobry plan to taki który na bieżąco modyfikujemy w zależności od okoliczności. Być może poczujesz, że chcesz dłużej pobyć w jakimś miejscu, albo odwrotnie – tłum czy pogoda sprawią, że będziesz wolał/a się tam nie zatrzymywać – obie opcje są okej, naprawdę!
Całą 7-dniową objazdówkę podzieliliśmy na 3 noclegi, a dłuższe trasy między miastami planowaliśmy na wieczór wiedząc, że dzieciaki jazdę po prostu prześpią (często praktykujemy tę strategię, zawsze z dużym powodzeniem. Uważam, że udało nam się zobaczyć naprawdę dużo! Romantyczna Taormine, Cefalu, urocze San Vito lo Capo, Trapani, dzikie Scopello, oryginalne Agrigento, czy zabytkowe Erice. Popłynęliśmy na jedną z wysp egadzkich – Favignanę.
Opowiem Ci po kolei co widzieliśmy i pokażę trochę zdjęć z trasy.
Dzień 1
Tutaj powinny być wspomnienia ze spaceru i pysznej kolacji, ale nic nie poszło zgodnie z planem. Jeśli nie wiesz o co chodzi, sprawdź poprzedni wpis KLIK.
Dzień 2 - Taormina
Kompletnie mój klimat – uwielbiam tak urokliwe miejsca. Wąskie kamieniste uliczki pięknie oświetlone promieniami słońca i zdobione kwitnącymi pnączami. Oczywiście tłum, nawet w maju, czyli poza sezonem, był naprawdę spory, ale przynajmniej dla mnie jeszcze akceptowalny. Nie tylko zatłoczenie było iście letnie, ale też temperatura. Szczerze nie wyobrażam sobie tego miejsca w szczycie sezonu… a może właśnie wyobrażam i zdecydowanie wtedy odradzam!
Niezależnie od pory roku w Taorminie można odwiedzić ogrom uroczych sklepików z rodzimymi produktami. Witryny swoją estetyką nienachalnie kuszą, żeby zajrzeć do środka. Myślę, że w tym tkwi estetyka tych miejsc – próżno szukać natrętnych “wciskaczy”. Nie musisz przed nikim uciekać, zamiast tego możesz z przyjemnością przechadzać się wśród wąskich uliczek.
Oczywiście Taormina to miejsce turystyczne – widać to zdecydowanie w restauracjach i kawiarnia na głównych turystycznych ulicach (Corso Umberto). Ceny są znacznie wyższe, niż na obrzeżach miasta.
Z Corso Umberto można spacerem dotrzeć do ruin teatru starożytnego.
Dzień 3 - Spiaggia do Isola Bella (Taormina) i Cefalu
Spiaggia do Isola Bella to po prostu plaża o urokliwej nazwie, ale nie taka zwyczajna. To jedna z przyczyn zmiany naszych podróżniczych planów 🙂 Czas płynął zdecydowanie za szybko, nie chcieliśmy go dodatkowo poganiać pędząc w inne miejsce. Ilość schodów do pokonania po drodze (z maluchami na rękach) była dodatkowym argumentem, żeby zostać chwilę dłużej 😉 Moim zdaniem naprawdę warto spędzić tam leniwy dzień.
Sama plaża jest żwirowo-kamienista, a woda całkowicie przejrzysta i całkiem ciepła o majowej porze. Warto pamiętać (przy okazji tej plaży jak i wielu innych na Sycylii) o butach do wody – zdecydowanie się przydadzą.
Poziom zatłoczenia był zdecydowanie znośny, bez problemu znaleźliśmy wolny parasol z leżakami, gdzie mogłam chillować z najmłodszym, podczas gdy dziewczyny beztrosko się bawiły.
Plażowa restauracja trzyma poziom – to nie jest jedno z tych miejsc, które ze względu na swoją lokalizację i brak innych opcji karmi klienta byle czym. Knajpa jest naprawdę duża, menu różnorodne, a o miejsce przy stoliku momentami ciężko. My zamówiliśmy pizzę na wynos i była naprawdę przepyszna.
Myślę, że możesz się domyślać, że nie przeleżeliśmy na plaży całego dnia. Po odpoczynku podeszliśmy pod samą wysepkę Isola Bella. Wyspa jest malutkim rezerwatem przyrody i w okresie kiedy stan wody odkrywa połączenie z lądem jest dostępna dla turystów. Nie tylko sama jest piękna, ale można z niej też podziwiać panoramę Taorminy.
Po południu wyruszyliśmy w drogę do Trapani. Po drodze zatrzymaliśmy się w Cefalu (które de facto nie było ujęte w naszym planie) na deser i spacer. Nie czułam niedosytu – myślę, że jeden dzień w Cefalu pozwoliłby zobaczyć wszystko, co to miejsce ma do zaoferowania.
Dzień 4 - Erice, Trapani
Po dotarciu do nowej miejscówki noclegowej chcieliśmy się nią chwilę nacieszyć – do południa korzystaliśmy z późnego śniadania i basenów.
Po południu ruszyliśmy zobaczyć stare miasteczko, które poleciła nam Zuza z Wspólnie Przez Świat (szczerze zachęcam do śledzenia ich relacji z podróży KLIK, gwarantuję że pokochacie sposób w jaki pokazują piękno tego świata. Erice to średniowieczna perełka Sycylii. Nie trzeba być znawcą architektury, żeby docenić piękno tego miejsca. Samo miasteczko wydaje się być odcięte od reszty świata – zupełnie niepodobne do reszty Sycylii, tajemnicze i przepiękne. Wchodząc tam czujesz się jak w absolutnie innym miejscu. W czasie naszej podróży Erice było niemal opustoszałe, czuliśmy się jakbyśmy je mieli na wyłączność. Z daleka widać było Wyspy Egadzkie, które to pojawiały się to znikały pod przesuwającymi się chmurami. Erice to jedno z tych miejsc, gdzie można podróżować nad chmurami – bez dodatkowego trekkingu czy ukrytych tras.
Z uwagi na wysokość zdecydowanie czuć różnicę temperatur i warto być na to przygotowanym. Dodatkowa warstwa odzieży absolutnie się przyda. Latem będzie to świetne schronienie i wytchnienie od upałów (kolejny powód, żeby uwzględnić je na swojej trasie).
Niestety maluchy uniemożliwiły nam eksplorowanie tego miejsca wystarczająco długo. W Erice można pospacerować znacznie dłużej. Cieszę się jednocześnie, że podobnie jak Cefalu Erice było jedynie punktem na trasie, a nie celem samym w sobie. Po drzemce (maluchów oczywiście) w samochodzie dzień zakończyliśmy obiadokolacją i spacerem po Trapani.
Dzień 5 - Scopello i San Vito lo Capo
Dzień piąty naszego wyjazdu był bardzo, bardzo udany. Czas w trasie upływał błyskawicznie, a miejsca które zobaczyliśmy wywoływały radość i uśmiech na twarzy. Nie znajdziesz tu informacji technicznych, po prostu musisz tam być!
Scopello jest niewygodne pod kątem parkingu, samochody zostawia się na poboczach wąskich dróg, a do miejsca docelowego trzeba się kawałek przespacerować. Wejście dla dorosłych jest płatne, dzieci wchodzą za darmo. Mimo to zdecydowanie warto. W cenie wejścia są zacienione leżaki, a samo miejsce zachęca do beztroskiego spędzenia czasu. Zejście do wody jest skaliste, więc znów warto mieć ze sobą buty do wody.
Sporo do życzenia pozostawia bar – wybór nie jest powalający, więc warto zaopatrzyć się w prowiant wcześniej, zwłaszcza jeśli planujesz całodniowy pobyt.
Wspomnę jeszcze, że na wzniesieniu obok jest możliwość zakwaterowania.
Z mieszanymi emocjami jedziemy dalej, czyli do San Vito lo Capo, które słynie z najpiękniejszej plaży na Sycylii. Zdecydowanie jest piękna. Piaszczysta plaża, lazurowa woda i delikatne fale – wszystko czego potrzeba dla całodniowej radości dzieciaków. Powiedziałabym, że to idealna baza na pobyt dla rodzin z dziećmi, które wolą osadzić się w jednym miejscu i więcej wypoczywać, niż zwiedzać.
San Vito lo Capo obfituje także w miejsca imprezowe, więc nada się także dla osób szukających innego rodzaju rozrywki. Miasteczko może śmiało zadowolić potrzeby dwóch tak bardzo różniących się od siebie grup.
Dzień 6 - Favignana
Co to była za przygoda. Zdecydowanie zachęcam do odwiedzenia Wysp Egadzkich – to nadzwyczajne miejsce pod wieloma względami.
Jak się dostać na wyspy? Najlepiej skorzystać z promu z Trapani lub Marsali. My na prom zabraliśmy samochód, co dało nam ogromny komfort, niezależność i pozwoliło zaoszczędzić czas. Z drugiej strony muszę przyznać, że była to decyzja dość ryzykowna. O ile przy porcie i w okolicy centrum można komfortowo poruszać się samochodem, o tyle wzdłuż linii brzegowej brakuje dróg dostosowanych do ruchu samochodowego (przynajmniej prowadzących do naszych celów). Preferowanym środkiem lokomocji na wyspie jest rower, co patrząc na infrastrukturę łatwo jest zauważyć. Z uwagi na nasz skład rowery nie wydawały się dobrą opcją, więc szliśmy (choć chyba powinnam powiedzieć “jechaliśmy”) w zaparte. Wierz mi, po tej przeprawie bałam się oglądać samochód z zewnątrz, dlatego w razie podobnych pomysłów szczerze polecam dobre ubezpieczenie.
Co do samej wysepki – obszar zabudowany jest przeuroczy. Wiele do zaoferowania ma Matka Natura. Z obowiązkowych punktów do zobaczenia na pewno warto wymienić słynącą z krystalicznie czystej wody Cala Rossa, łatwo dostępną dla plażowiczów Cala Azurra oraz kamieniołom dający schronienie od słońca z bezpośrednim dostępem do morza, czyli Blue Marino. Każdy punkt zachwyca czymś innym. Niestety nasz rodzinny samochód nie nadawał się do odkrywania innych, mniej popularnych punktów na wyspie, a jestem przekonana że opcji jest zdecydowanie więcej! Pozostaje mi życzyć Tobie dotarcia do mniej popularnych miejsc.
Z powrotnego promu ruszamy na spacer po Trapani, kolację i ostatni nocleg, zataczając powoli koło na naszej trasie.
Dzień 7 - Agrigento i schody tureckie
To był chyba najgorszy poranek w ciągu całego pobytu. Miejsce noclegowe zupełnie nie było przystosowane do naszych potrzeb, nie mówiąc już o trudnościach z odnalezieniem samego adresu. O ile lubię wąskie uliczki, o tyle tu byłam kompletnie tym przytłoczona. Myślę, że wpływ miało na to przede wszystkim zróżnicowanie terenu.
Zwiedzanie również rozpoczęliśmy od rozczarowania. Rejon Agrigento słynie między innymi z wapiennych klifów, które w nawiązaniu do wydarzeń historycznych nazywają się Schodami Tureckimi. To było jedno z pierwszych miejsc, które odnotowaliśmy na naszej mapie podróży po Sycylii. Jakie było nasze zaskoczenie i smutek, kiedy dowiedzieliśmy, że są już dla turystów niedostępne… Kilka lat temu wandale oblali schody czerwoną farbą. Od tego czasu ta atrakcja, a raczej pomnik przyrody została zamknięta. Pozostało nam podziwiać z daleka wapienne formacje zanurzające się w morzu. Po całej sytuacji został duży niedosyt i zawód. Dłuższą chwilę spędziliśmy na plaży, z której był widok na Schody Tureckie (miejsce warte odwiedzenia).
Resztę dnia zajął nam dłuższy niż planowaliśmy spacer i skosztowanie ostatnich lodów podczas tej podróży. Czuć było już powrót do domu.
Dzień 8 Katania
Pobudka, pakowanie auta i kierunek – lotnisko. Wyobraź sobie, że tym razem obyło się bez przygód!